Co do samego spotkania, jako, że jest to firma międzynarodowa, nie zauważyłam, żeby się jakoś inaczej zachowywali niż europejczycy. Troche inaczej podają wizytówki - obiema rękami z ukłonem, ale tak poza tym, to nie było żadnego szoku. Są trochę bardziej powściągliwi w wyrażaniu entuzjazmu bądź dezabrobaty - trudno nam było stwierdzić, czy połknęli haczyk. Z tego co mi waidomo, potrzeba wielu takich spotkań, żeby dojśc do porozumienia - hmm, oczekiwanie wyniku po jednym jest bez sensu.

Dodatkowym stresem było dostanie się tam na czas, jako, że korki trudno przewidzieć, no i ludzie na ulicy nie zawsze są w stanie zczaić, o co mi chodzi...
Ale ogólnie było fajnie, stwierdziłam, ze moje umiejętności sprzedażowe po angielsku kurczą się do jakichś 50%, ale mam zamiar jeszcze poćwiczyć;-)
*Dla Misia i Asi B. - oczywiście, że partnerem;-)
------------------------------------------------
I had my first company visit today. I went with MCVP ER to see DaimlerChrysler people. The meeting didn't surprise me that much. Apart from different way of handing in business cards, haven't spotted any differences. I noticed though that my selling skills in English are much poorer, therefore I plan to practise it more:-)
No comments:
Post a Comment