Thursday, July 06, 2006

Dzisiaj byłam w Tiantan –świątyni słońca. Jakoś się jeszcze nie przyzwyczaiłam do tutejszych standardów, ze jak świątynia to oznacza kilka budynków na 10 hektarach, a centrum handlowe to od razu największe centrum handlowe w Azji. Nic dziwnego, że ambasada w Polsce jest taka wielka, tylko ludzie jakoś tutaj faktycznie mali;-)
Zatem do świątyni cesarzowie udawali się modlić do Nieba o pomyślność zbiorów. Cały obrządek był dość złożony łącznie z zabijaniem zwierząt na ofiarę w konkretnym miejscu (na załączonym obrazku;-) i podawaniem Niebu wina.



















Główna ceremonia odbywała się w Qinian Dian - wielkiej drewnianej świątyni zbudowanej bez żadnego gwoździa.
Obecnie świątynia świątynią tylko dla turystów, natomiast ogród wokół niej jest miejscem, gdzie wydają się gromadzić wszyscy karciani zapaleńcy lat od 60 wzwyż (zdjęcie).
Byliśmy na obiadokolacji – po roku w radzie bez problemu dostosowałam się do jedzenia największego posiłku w ciągu dnia około 7 wieczorem;-) Ryżu tyle, ile oni tutaj podają, Arek nie jadał nawet w okresach wzmożonego parcia do uzyskania masy. Dobra wiadomość to, że pod koniec pobytu będę pałeczki master;-) Łyżkę z konieczności odpuszczam, bo jest takiej wielkości, że mi się w paszczy nie mieści, a przecież siorbać nie będę.
Mam wreszcie turystyczną mapę Pekinu z normalnymi literami, a w związku z tym także lepsza orientację w terenie. Okazało się, że UIBE (University of International Business and Economics) znajduje się za trzecią obwodnicą, od centrum patrząc. Zakupiłam też multimedialny kurs chińskiego – uczę się, powtarzam i staram się rozmawiać ze współlokatorami, którzy jak na razie wykazują się dużą cierpliwością w poprawianiu moich akcentów, tak żeby „ma” brzmiało jak mama, a nie jak koń – przepraszam Mamo, ale z trudem mi to przychodzi:-/
Co do warunków atmosferycznych, jest upalnie cały czas. Dzisiaj była taka lekka mgiełka, zapytałam się AIESECowca:
– Będzie padać?
- Nie, to zanieczyszczenie powietrza – odpowiedział.
:-/ Hmmm, nie wiem, czy to prawda, ale słońca dziś nie było widać. Poza tym, stosunkowo wcześnie robi się ciemno - tak około 7 wieczorem – chyba faktycznie punkt podsłoneczny jest teraz bardziej w Wasza stronę;-)

Today we went to the Temple of Heaven. I still haven't got used to Chinese standards of size. Everything is sooo huge here. Walking around the temple area took us 3 hours.
I'm trying to catch a bit of Chinese, which is really complicated becuse they have 4 tones, 4 different ways of pronouncing vovels and "ma" can mean either mother or horse, which makes quite a difference....

No comments: