Monday, July 03, 2006

Pierwszy dzień




To, co chyba najbardziej mnie jak do tej pory zaskoczyło to to, że ludziom tu się naprawdę dobrze żyje. Nie, autopoprawka, bo na razie nie widziałam więcej niż kilka przecznic sąsiadujących z kampusem University of International Business and Economics – tu się naprawdę dobrze żyje studentom. 1,3 mld ludności nasuwa mimowolnie skojarzenia z biedą. Wśród studentów pekińskich natomiast wcale tego nie widać. Mieszkają w wypasionym akademiku (Hermes się chowa)każdy z własnym komputerem i innymi cudami techniki, których nie potrafię nazwać, szał mody na głównej arterii prowadzącej z wydziału na stołówkę uczelnianą większy niż w Paryżu, śniadanie w jednej knajpce, obiad w innej, a kolacja w restauracji.
Życie bynajmniej nie ustaje o 20, jak głoszą przewodniki, co więcej o 21 nadal jest pełno chętnych do fryzjera. Okoliczne knajpki tętnią życiem, a 7 staruszków przed blokiem rżnie na stoliku turystycznym w karty.

No comments: